Receptura na bardzo dobry miód pitny owocowy jest prosta: bardzo dobry miód, bardzo dobre owoce. Z czego w takim razie przygotowany został Maliniak, skoro wygrał z miodami bardzo dobrymi i zdobył aż dwa złote medale?
Dwójniak Maliniak to sztandarowy miód pitny z Pasieki Jaros. Leżakuje około trzech lat (jak większość miodów pitnych owocowych) i jest przygotowywany z miodu wielokwiatowego oraz soku malinowego. W 2002 roku zdobył złoty medal na XI Konkursie Win, Miodów Pitnych i Napojów Winiarskich w Lublinie. Cztery lata później kolejne złoto zdobył już na międzynarodowym Festiwalu Miodów Pitnych w Boulder (Stany Zjednoczone). Przed jego degustacją zastanawiamy się, czy zawartość butelki jaką postawiliśmy na stole, jest rzeczywiście tak zacna.
Sama butelka robi niemałe wrażenie. Prosta forma z ceramiki charakteryzuje się ciekawą proporcją. Przysadzista, o dużej średnicy, z krótką szyjką przywodzi na myśl staropolską, chłopską chatę – jest prawdziwa i dosadna (zupełne przeciwieństwo przesłodzonych bibelotów z Cepelii). Z przyjemnością stawiamy ją na stole pośród eleganckiego szkła. Dziwne, ale ta butelka doskonale się komponuje chyba na każdym stole. Patrząc na nią czujemy respekt i szacunek dla tradycji. Otwarcie następuje poprzez wyjęcie masywnego korka i złamanie czerwonej, lakowej pieczęci, która kruszy się w malownicze kształty. Kolejny ładny i oryginalny detal. Nie możemy się napatrzeć.
Skąd się bierze niezaprzeczalny wdzięk butelek? To proste Jarosowie sami je wymyślają i … produkują. Tak jak ich miody są do bólu autentyczne i dopracowane, taka sama filozofia najwyraźniej towarzyszy tworzeniu butelek. Zatem kupując miód pitny z pasieki Jaros, zyskujemy nie tylko wybitny trunek, ale i butelkę, którą z dumą stawiamy na stole. Dobre, polskie, piękne.
Nieowocowe dwojniaki powstają z połączenia jednej jednostki miodu z jedną jednostką wody. W dwojniaku malinowym 1/3 wody jest zastępowana sokiem z malin. I to nie byle jakich malin. Pasieka Jaros zamawia je w zaufanym gospodarstwie, które zbiera maliny wykorzystując do tego celu dmuchawy powietrzne. Sposób jest nieprzypadkowy. Silny pęd powietrza sprawia, że z krzaków spadają owoce, ale nie wszystkie, tylko te dojrzałe, najlepsze w smaku. Trzy godziny później maliny są już w pasiece, gdzie wyciska się z nich sok.
Polewamy
Co za kolor! Maliniak jest bordowy i niemal nieprzezroczysty. Zapach przywodzi na myśl prawdziwe, babcine soki malinowe. A ten smak… Wyraźnie czuć miód, wyraźnie czuć owoc. Jest w tym sporo słodyczy, ale też odpowiednia doza goryczy i kwasowości, które sprawiają, że nie czujemy się przesłodzeni. Chcemy jeszcze. I jeszcze. W każdym łyku czuć, że żaden krok przy produkcji Maliniaka nie był chybiony i przypadkowy, że ciężka praca włożona w jego przygotowanie przyniosła właściwy efekt. Już wiemy skąd medale, już wiemy skąd rekomendacja Slow Food. Wybitny! W zimę na pewno spróbujemy go jeszcze raz, ale po podgrzaniu.